czwartek, 24 lutego 2011

Lech, Lech, Lech...

Dzisiaj na malowniczym Estadio Municipal w Bradze rozegra się rewanżowy mecz o wejście do najlepszej szesnastki Ligi Europejskiej. Lech po spotkaniu w Poznaniu jest w o wiele lepszej sytuacji - bramka Rudnevsa z 72 minuty może okazać się bezcenna, kiedy tylko w Mieście Biskupów rozpocznie się strzelanina. Czy jednak aby na pewno ofensywnie grający Kanonierzy zdołają wbić więcej niż jedną bramkę Poznaniakom? Wątpliwe - taktyka Bakero na pewno będzie na wskroś defensywna, nudna, bez polotu, "nie do oglądania", ale może po raz kolejny okazać się skuteczna. A jeśli tak będzie, Lech stanie się pierwszą od niebywale zamierzchłych czasów polską drużyną, która wiosną zagra w dwóch rundach europejskich pucharów. (nie udało się to nawet za rządów kasperczakowskiej Wisły!).
Osobiście uważam, że Lech Poznań absolutnie nie zasłużył na tak długą grę nie tylko w LE, ale nawet w pucharach w ogóle. "Marsz na szczyt" poznaniaków absolutnie nie umywa się do popisów wspomnianych Krakusów czy rok później Groclinu. Brakuje polotu, brakuje ewidentnych zwycięstw nad "wielkimi potęgami". Zamiast tego mieliśmy chóralne krzyki komentatorów rozpływających się nad Lechem, Mańka Arboledę, Dimę Injaca i innych bohaterów spotkań fazy grupowej.

DLACZEGO DZISIAJ BĘDĘ KIBICOWAŁ BRADZE?

1. Fart
. Niesamowity fart, jaki towarzyszył lechitom od samego początku rozgrywek w Europie (karne z Kotorowskim w roli głównej), później kontynuowany przez bramkę Rudnevsa w meczu z Juventusem (ostatnia akcja i strzał życia Rudnevsa), mecz z City (najzagorzalszy kibic Lecha nie powie chyba, że druga bramka dla poznaniaków to geniusz Arboledy, a nie błąd Boyaty i niesamowity pokład szczęścia), czy wreszcie rewanż na śniegu z Juventusem w Poznaniu. Każdy fart kiedyś się kończy, a wmawianie, że to wola walki i ambicja lechitów zaniosły ich tak daleko, to zwykłe lanie wody. Nie zasługiwali nawet na trzecią rundę eliminacji do Ligi Mistrzów, jak mieliby zasługiwać na 1/8 LE?

2. Poziom polskiej piłki. Jest jak koń - jaki, każdy widzi. Ewentualne zwycięstwo Lecha spowodowałoby poważne zachwianie równowagi w postrzeganiu piłki nożnej nad Wisłą - przecież wygraliśmy z wicemistrzem Portugalii, ograliśmy "WIELKI" Juventus oraz "BOGATE" City i Salzburg, jak w takim razie poziom polskiej piłki mógłby być słaby? Powstają piękne stadiony, afera korupcyjna już za nami, czas na Lecha, czas na zwycięstwa! Zaraz, zaraz. A co prócz tego? Przecież możliwe jest, że drużyna z Poznania w przyszłym roku w ogóle nie zakwalifikuje się do europejskich pucharów. I znów popadniemy w szarość odpadania w sierpniu z przeciętniakami z Czarnogóry lub Kazachstanu? Lech może być precedensem w grze naszych klubów w przyszłości, ale może także paskudnie zaćmić obraz kopanej w Polsce. "Przecież graliśmy w 1/8 Ligi Europy, jak nasza piłka może być słaba?" - usłyszymy pewnie na kolejnych debatach nad poprawą polskiej piłki. Nie poprawimy szkolenia młodzieży ani bazy treningowej dzięki zwycięstwom Lecha.

3. Nuda Bakero. Kiedy trener ten pojawił się w warszawskiej Polonii, wszyscy rozpływają się w pochwałach nad byłą gwiazdą Barcy. Mamy w Polsce straszny zwyczaj robienia pół-bogów z ludzi, którzy zetknęli się kiedyś z wielką piłką. Tak było z Beenhakkerem, tak dobierano "ekspertów" to rozmaitych przedmeczowych analiz w telewizyjnych studiach, tak jest i teraz. A jak pokazują wyniki, Jose Mari trenerem jest nie dość że przeciętnym, to do tego styl przez niego preferowany jest ultradefensywny. Włoskie drużyny potrafiły z defensywnej gry stworzyć rodzaj sztuki, zaś dzisiejszy Lech to tylko przesuwanie, bronienie, wybijanie, "a może piłka przejdzie do Rudnevsa". Pamiętając o tym, jak grała ta drużyna za czasów Smudy, nóż otwiera się w kieszeni. Hiszpan preferujący defensywę - coś w tym nienaturalnego. Styl Bakero to morderstwo piłki nożnej.

4. Liga. W Europie powszechnie znane jest zjawisko "kaca pucharowego", polegające na słabym wyniku drużyny grającej w środku tygodnia w europucharach. Ligową postawę Lecha śmiało określić można jako "kac gigant". Przecież jedenaste miejsce i tyleż punktów straty do prowadzącej Jagiellonii to jakiś absurd. W lidze i pucharach grają ci sami zawodnicy, dlaczego więc w lidze idzie tak źle, a w pucharach tak dobrze? Czy to tylko kwestia motywacji? Jeżeli tak, gdzie tu profesjonalizm lechitów? Czy piłkarz nie wychodzi za każdym razem na boisko, żeby zwyciężyć? O co tu, do cholery, chodzi?
Lech właściwie ma iluzoryczne szanse nawet na dostanie się do Ligi Europy. Nie wyglądają na "Rycerzy Wiosny", a wyrównana ekstraklasa w tym sezonie będzie stanowić dla nich ogromne wyzwanie. Na niepotrzebnym spinaniu się na Juventus czy City przede wszystkim ucierpieć może klubowa kasa, każdy punkt stracony jesienią może się odbić nie tylko wiosenną czkawką, ale też przynajmniej roczną absencją w pucharach. A pewnym jest przecież, że straty z tytułu braku gry w Europie będą ogromne. W takim wypadku pozostać może tylko sprzedaż najlepszych zawodników (w ostatnim sezonie podobnym przypadkiem było francuskie Bordeaux). Puchary to nie tylko ogromna szansa, mogą być także pierwszym objawem upadku klubu.

5. Koniec peanów. Kiedy wreszcie Lech odpadnie z Ligi Europy, skończą się pochwały nad WIELKIM POZNAŃSKIM KLUBEM. Nie będzie już zachwytów nad Artjomsem i jego kolegami z zespołu, przez media w kraju wyniesionymi do rangi królów futbolu - przecież wyeliminowali znajdujący się w permanentnym kryzysie Juventus, którego gwiazdą nadal pozostaje 36-latek, pokonali trzykrotnie najlepszego bramkarza Premiership, Shaya Givena (dostał tę nagrodę w 2002 i 2006). Nie przeceniajmy tych zwycięstw. Były zaskakujące, ale też szczęśliwe. Zawodnicy Lecha to nadal niższa półka europejska i żadne felietony w sportowych magazynach ani okrzyki pary polsatowskich komentatorów tego nie zmienią.
Mam także nadzieję, że ewentualna porażka ochłodzi trochę głowy zwolenników Arboledy w kadrze Polski. Czy naprawdę jest on niezbędnym zawodnikiem w obecnej sytuacji kadrowej? Naprawdę może być lepszy od perspektywicznych Glika czy Sadloka lub solidnego Głowackiego?

6. Serce. Pomijając już, w jakich stało się to okolicznościach, to przecież Lech wyeliminował "mój" Juventus. Liczę więc, że portugalsko-brazylijska Braga ukoi moje zranione serce ;-)

2 komentarze:

  1. Chroboku... Boje się Ciebie ;p

    [Junior 5]

    OdpowiedzUsuń
  2. KAMIL CEHAEROBEOKA PROWADZI DOBREGO BLOGA ZAWSZE

    OdpowiedzUsuń