środa, 10 października 2012

Zebra bez pasków

Rok. Pierwszy seniorski gol.

Pierwsza klasa podstawówki. Jeszcze nie otrząsnąłem się po bramkach Scholesa. Rudy Anglik podówczas przekroczył cienką linię nienawiści – no przecież nie można siedmiolatka doprowadzać do płaczu strzelając bramkę ręką! Pierwszy w życiu mecz, który widziałem na żywo z pełną świadomością – zresztą nieważne, tekst miał być o czymś innym. W czasach, kiedy budziłem się do życia, był tylko Manchester i Juve (http://www.youtube.com/watch?v=AZk1y7UNZzY). I Real, ale Realu nikt nie lubił. Może od biedy Borussia i okropne koszulki „Ricken 18”. Dla nas wszystkich na podwórku gwiazdami byli Zizou, Carlos, Romario czy Ronaldo. Tylko w Bravo Sport (podówczas jeszcze całkiem niezłe) gdzieś tam pojawił się wtedy najlepszy technik świata. Młodzieniec, który w dzisiejszym świecie pewnie zniszczyłby okładki czasopism dla nastolatek.

Pierwsza klasa podstawówki. Fifa 98 u kolegi z drugiego końca wsi. Multiplayer („Ty na klawiaturze, jo na myszce”). Przy wyborze drużyn tekst gospodarza „Yno nie bierymy Juve, bo tam gro Tyn Pieron”. Wtedy się zaczął mój szał na Ju. Wtedy Alex był najlepiej zarabiającym piłkarzem świata. Wtedy wiele mówiło się o drużynie, tej zaskakująco dobrej drużynie Francji, która miała wkrótce swą dominację na świecie potwierdzić medalem na kontynencie. Tej z Deschampsem i Zidane’m. Juve było popularne, ale jakoś nikt nie spoglądał na 25-letniego Alexa, powoli odbudowującego się po potwornej kontuzji.

Następne lata dały mi Trezeguet, dały mi Roberto Carlosa, dały mi transfer Zizou do Realu, w ten sposób dając mi kibicowanie Realowi. Ja po prostu chciałem widzieć Zidane’a. Inna sprawa, że naprawdę sobą był tylko na meczach reprezentacji.

Wiosna 2003. Najpiękniejszy moment mojego życia. Nedved lobuje Casillasa, 3-1, przeskakuje bandy okropnego Delle Alpi. Mój powrót do kochanki, do tej signori… Gdzieś tam w okolicy był Del Piero. Nawet zdobył bramkę. Dla mnie Alessandro był już staruszkiem – przecież grał kilka lat, nim zacząłem się interesować piłką. Nadal potrafił strzelać bramki – było to słodkie, mieć takiego „starego wyjadacza, który zawsze potrafi uratować drużynę”. Alex miał wtedy 28 lat. Nedved do dzisiaj pozostanie moim ulubionym piłkarzem, a jego łzy z półfinału… (Mam 20 lat i nadal płaczę na bezsensownym wślizgu, który zniszczył mu największe marzenie, zniszczył moje największe marzenie). Czech i tak dostał złotą piłkę. Jedną z nielicznych słusznie przyznanych w XXI wieku.

Lato 2006. Na sezony w międzyczasie miałem wyjebane. Wiedziałem, że Juve wygra, tak może tylko z przyzwyczajenia sprawdzałem na telegazetę na 238. W FM jak zawsze zebry, bo najłatwiejsza gra (FM 2005 ze środkiem Fabregas-Ballack <3). Przyszedł cios. Najgorszy w życiu. Juve w Serie B? Pół składu odchodzi? Zarząd kompletnie inny? O, fajnie wiedzieć, że ci sami zawodnicy zdobyli mistrzostwo świata po najpiękniejszym półfinale w historii (link do legendarnego już Caressy: http://www.youtube.com/watch?v=g7_2qI-VQYM).

Zresztą to było the Best of football. Gol Grosso, po którym sam strzelec nie wiedział, co się dzieje. Akcja Cannavaro, najlepszy kontratak w historii piłki nożnej (jeśli za jedną kontrę dostaje się złotą piłkę, to na pewno była to najbardziej zasłużona nagroda w historii). No-look pass Gilardino. Gol Alexa, który byłby idealnym przykładem dla trampkarzy, jak należy uderzać piłkę wewnętrzną częścią stopy. Był wolny, był słaby fizycznie, ale zawsze miał tą niesamowitą technikę - zwód w miejscu i techniczne uderzenie na dalszy słupek.

Spadli. Juve spadło. JEBANE CALCIOPOLI (o tym innym razem). Klub mojego życia spadł na dno. Zamiast wojen na San Siro mecze z Albinoleffe. W składzie Paro, Palladino czy Mirante. Na zmiany wchodzą nastolatkowie Marchisio i Giovinco. Może to na dobre wyszło? Alex chciał za Capello odejść. Dla mnie to był wtedy „tylko Alex”. Zawsze drugi. Za „Nedvedem/Davidsem/Deschampsem*”/niepotrzebne skreślić

Wrócili. Z Alexem dwukrotnie z rzędu królem strzelców włoskich lig (prawie jak Grzesiu Piechna ;) ). Nadal go nie doceniałem. Gdzieś tam mi tata mówił o kolejnych jego bramkach przy oglądaniu sport+. Gdzieś tam było przy meczu z Romą „Do szatni, z wolnego, po swoimu, bramkarz się yno obejrzoł”.

Jesień 2008. Mecz Realem. CT4 na telewizorze u siostry. Ledwo zdołaliśmy załapać kontakt, a tu już bramka – Del Piero. Dwa tygodnie wcześniej Juve wygrywa 1-0 z Zenitem. Del Piero. Dwa tygodnie później rewanż na Bernabeu. Szpakowskie „Del Piero – dwa zero” nie oddają podtekstów. Druga bramka była brutalnym gwałtem na Casillasie. Nie zdziwiłbym się, gdyby obecny Iker w wehikule czasu cofnąłby się akurat o minutę przed tym uderzeniem. Nie zdziwiłbym się, gdyby i tak padł gol.

Wtedy strzelał bramki jak na zawołanie. W pewnym momencie przeciwnicy bali się faulować piłkarzy Juve – bez znaczenia, iż cała liga wiedziała o strzale w stylu „Del Piero.” 25 metr. Lewa połowa boiska. Strzał na dalszy słupek. Bank danych Realu przez kilka tygodni opracował taktykę na wolne Alexa – ustalili, że Casillas po prostu powinien się ustawić za murem. Biedny Hiszpan. Nie pamiętam, żeby ktoś miał AŻ TAKIEGO pecha do Del Piero. Niestety, człowiek, który ośmiesza najlepszego bramkarza świata, nie zostaje najlepszym zawodnikiem świata. Nie żyjemy w paleolicie. Przecież mówimy o Aleksie. O człowieku, który nie potrafił grać na innej pozycji niż „jego” trequartista – napastnik „na ¾”, co świetnie odzwierciedlało jego styl gry – przy piłce był geniuszem, ale już bez niej czuł się co najmniej zagubiony. Samym zawodnikiem też był na ¾ - nigdy pierwszy, nigdy nie był Ronaldo czy Messim. Po prostu był.

Wiosna 2012. Alex na wylocie z Juve. Idol kibiców zostaje uznany za persona non grata w siedzibie klubu. Jeden z nielicznych meczów w sezonie, w których Juventusowi po prostu nie idzie. Trener Antonio Conte, który jako zawodnik musiał oddać opaskę kapitańską Del Piero (kto kiedykolwiek biegał z tym wkurzającym kawałkiem płótna na ramieniu, wie, że nie ma bardziej upokarzającej sytuacji w życiu piłkarza) w 80 minucie meczu wpuszcza Il Capitano przy 1-1. 82. minuta. Gol z wolnego. Juve zdobywa mistrzostwo trzy kolejki później.

Lato 2012. Mimo wyraźnych sygnałów ze strony samego zawodnika zarząd klubu decyduje o zwolnieniu (nieprzedłużaniu kontraktu) urodzonego 1 listopada 1974 pracownika, zatrudnionego od marca 1993.

Wrzesień 2012. Szukający rozgłosu Sydney FC zatrudnia legendę futbolu. Alessandro Del Piero od tej pory będzie nosił trykoty w stylu Lazio czy Napoli. Jednak mimo wszystko – to Alex pokazał mi, że Juve istnieje.

To Alex na Santiago Bernabeu pokazał mi, że Juve jest wielkie.

Ale w 2006 pokazał, że Juve zawsze będzie wielkie.

Powodzenia w Sydney!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz