1-4, 0-3, 2-1, 0-0, 1-2, 1-2, 3-1, 1-0, 0-2, 0-2, 2-2: oto wyniki jednej z drużyn włoskiej Serie A. Podpowiedź: nie jest to Bari, Brescia czy Lecce. Takie rezultaty w tym roku osiąga najbardziej utytułowana drużyna z Italii - Juventus Turyn. Legendarny klub z Piemontu po karnym spadku wskutek afery Calciopoli wciąż nie potrafi odnaleźć własnego stylu i odbudować swojej roli w elicie włoskiej piłki. Jako główne problemy w drodze do sukcesu kibice wciąż tradycyjnie, jak przy każdej drużynie będącej w kryzysie, wskazują zarząd, trenera oraz piłkarzy. Niewątpliwie to główne przyczyny takiej, a nie innej gry Juventusu już drugi rok z rzędu, jednak czy w istocie jedyne?
Mentalność Juventusu
W dawnych, zamierzchłych już prawie czasach ery Lippiego i Capello właśnie "mentalność zwycięzców" wyróżniała Juventus spoza reszty włoskiego calcio. To turyńczycy byli drużyną, przed którą drżeli przeciwnicy jeszcze przed meczem. Zasada była prosta: Juventus przyjeżdża, Juventus zgarnia 3 punkty, Juventus wyjeżdża. Za czasów Fabio Capello (2004-06) Vecchia Signora była najnudniejszą, ale przez to także najskuteczniej grającą drużyną całej Serie A. Rzadko kiedy zdarzały się potknięcia z ligowymi średniakami. Obecnie - czy o scudetto walczyć może drużyna, która na swoim koncie ma porażki z Bari (20., ostatnie, miejsce), Lecce (18.) czy Parmą (16.)? Głównym problemem jest tutaj odpowiednie nastawienie do meczów ze słabszymi przeciwnikami. A może to właśnie Juve jest już tym "słabszym przeciwnikiem", który z zasady spina się przed meczami z mediolańczykami?
Błazny mercato
Po powrocie do czołówki Serie A Juventus wyróżnił się trzema transferami. Każdy z kupionych zawodników był wówczas w swojej życiowej formie i wieku, który sugerował, że utrzyma dobrą dyspozycję jeszcze przez kilka sezonów. Gwiazdy kolejno Lyonu, Empoli i Deportivo La Coruna miały dać Juventusowi stabilizację i wysoki poziom. 26-letni Tiago, rok od niego starszy Sergio Almiron i 29-letni Jorge Andrade razem kosztowali 34 miliony euro. Cztery miliony mniej od sprowadzonego w tym samym czasie do Liverpoolu Fernando Torresa. Andrade już w czwartej kolejce Serie A zerwał więzadła krzyżowe, Almiron nigdy nie dostał prawdziwej szansy w Juve, wydawało się że przerosły go oczekiwania, a Tiago okazał się jednym wielkim rozczarowaniem. Zasłynął tylko raz - kiedy w ostatnich dniach mercato 2008 zamknął prezesa Gigliego w łazience, manifestując swoje przywiązanie do klubu i niechęć opuszczenia Turynu.
W 2008 roku Juventus wydał kolejne miliony - tym razem 32 mln zostały wydane na 28-letnich Duńczyka Poulsena (Sevilla) i Brazylijczyka Amauriego (Palermo). Akurat to okienko w wykonaniu Juventusu idealnie wpisało się w europejski schemat - był to bowiem rok transferowych niewypałów (R. Keane, Robinho, Danny, Quaresma, Jô...). O ile Amauri zadomowił sie w Turynie całkiem nieźle, to jednak Poulsen od samego początku był znienawidzony przez kibiców Juve. W tej dziwnej atmosferze nie zdołał rozwinąć skrzydeł i przez całe dwa lata zasłynął tylko "no-look passem" do Davida Trezeguet, który... akurat czekał przy linii bocznej na wejście na boisko.
Dla kibiców Juve 2009 był prawdziwym rokiem samby. Za łączną sumę 50 mln sprowadzono Diego oraz Felipe Melo, którzy mieli dać Juventusowi brazylijski polot i upragnione scudetto. Skończyło się na 7. miejscu, niebywałym zamieszaniu w drużynie i rewolucji w klubie. Jedną z jej ofiar stał się Diego, który w przeciwieństwie do swojego rodaka rozegrał całkiem niezły sezon. Mimo to odszedł do Wolfsburga w dosyć niemiłej atmosferze. Jego cena przez rok spadła aż o 10 mln euro.
Rewolucja - pod takim hasłem rozgrywało się turyńskie mercato 2010. Nowy dyrektor sportowy G. Marotta, który zastąpił wielokrotnie skompromitowanego Alessio Secco zapowiadał utworzenie ItalJuve. Znów jednak nie wypaliły dwa spośród trzech najdroższych transferów - Leonardo Bonucci pokazał całą swoją niebywałą nieudolność w grze obronnej dopiero wtedy, kiedy zabrakło u jego boku Ranocchii, a Giorgio Chiellini miał słabszy okres, zaś Jorge Martinez okazał się połączeniem najgorszych cech Almirona i Andrade - ciągle kontuzjowany Urugwajczyk przekonał się z całą brutalnością, że Juventus to jednak nie to samo co Catania. Oba transfery kosztowały aż 27 mln euro.
Razem wszystkie niewypały transferowe Juventusu przez 4 lata opiewają na kwotę 150 mln euro. Role w włoskiej piłce zupełnie odwróciły się po Calciopoli. To Inter pełni rolę Juventusu sprzed Calciopoli robiąc genialne transfery za stosunkowo niewielkie pieniądze, a Juventus odwrotnie - bez opamiętania kupuje zawodników, z których prawie każdy nie potrafi grać na miarę oczekiwań.
Vinovo i wszystko jasne!
Jakby na przekór wszystkiemu, w sierpniu 2006, na kilka dni przed inauguracją Serie B otworzono nowoczesne centrum treningowe w położonym nieopodal Turynu Vinovo. Już w grudniu tego samego roku po raz pierwszy wypowiedziano nazwę tego miasteczka w negatywnym znaczeniu - w sztucznym jeziorze na terenie ośrodka w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach utopiło się dwóch 17-letnich zawodników sektora młodzieżowego, Alessio Ferramosca i Riccardo Neri. W następnych latach Juventus Center nie zatracił swojej złej sławy - na boiskach ośrodka niebywale często przytrafiały się kontuzje. Od sezonu 2007/08 znacząco przekraczała ona średnią UE (45 kontuzji na sezon w jednym klubie), w sezonie 2008/09 prawie przybijając do 60, a rok później jeszcze przekraczając tą liczbę! Kibice Juventusu słysząc o kolejnej kontuzji komentowali ją wówczas właśnie tytułem tego akapitu. Wraz z przyjściem trenera Delneriego ze swoim sztabem liczono na poprawę tej sytuacji - przecież Toskańczyk miał w swojej pracy szkoleniowej przydomek "Pan bez kontuzji". Nic z tego - w obecnym sezonie sytuacje, w których kontuzjowanych jest co najmniej 6 zawodników pierwszej drużyny, należą do normalności.
Z pesymizmem w przyszłość
W ostatnich latach mało który europejski klub przeszedł tyle zawirowań co turyński Juventus. Odbudowa po spadku do Serie B, która skończyć miała się w 2010 roku zakończyła się totalną katastrofą - kadrowo obecnie Juve jest o wiele słabsze od tego, które w 2007 wracało do elity. Sytuacja w Turynie jest ponownie fatalna. Główny powód to pech, nieudolność czy może jakieś fatum? Jak przecież inaczej można wytłumaczyć fakt, że udziałowcem 7,5% akcji klubu jest spółka LAFICO, należąca do wielkiego kibica Juventusu... - libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego. Patrząc w przyszłość tego zasłużonego klubu, niemożliwym jest robić to w różowych okularach. O wiele częściej zadawane jest pytanie: co się z tym klubem dzieje? Quo vadis, Juventus?
poniedziałek, 14 marca 2011
piątek, 4 marca 2011
Bunga bunga i jedenastu rozbójników
Nareszcie nadszedł na tym blogu czas na Calcio. Na pierwszy ogień idzie analiza najbardziej medialnego, najbardziej rozpoznawalnego i prawdopodobnie także najbardziej kontrowersyjnego klubu włoskiego - A.C. Milan, siedemnastokrotny mistrz Włoch i siedmiokrotny zdobywca Pucharu Europy. Drużyna, obok której naprawdę ciężko przejść obojętnie, choćby z powodu niesamowitych ludzi, jacy ją reprezentują.
Każda kobieta, słysząc nazwę "Mediolan" od razu myśli "moda". Rozsławione niedawno w Polsce przez popularny reality show w jednej z prywatnych telewizji miasto od wielu lat jest synonimem elegancji i bogactwa. Dla każdego szanującego się mężczyzny, jest również obiektem odwiecznej wojny pomiędzy dwoma klubami reprezentującymi dwie ideologie: lewicującym Milanem i kapitalistycznym Interem. Podział ten został zatarty w 1986, kiedy władzę w klubie objął jeden z najbogatszych Włochów, magnat medialny, Silvio Berlusconi.
Ostatnio z czołówek tabloidów nie schodzą informacje o kolejnych skandalach wywołanych przez premiera Włoch, Silvio Berlusconiego. Zarzuca mu się przyjmowanie nieletnich panien w swej prywatnej willi i organizowanie orgii w stylu afrykańskim znanych jako bunga bunga. Nic nowego - przez wszystkie lata swojej kariery politycznej, a wcześniej biznesowej, Berlusconi wsławiał się prawie wyłącznie skandalami i kontrowersjami - jego przyjaciółmi są Alaksandr Łukaszenka, Władimir Putin czy Muammar Kadafi. Milan kiedyś był oczkiem w głowie boskiego Silvio, jednak od czasów objęcia stanowiska szefa rządu władzę w klubie sprawuje Adriano Galliani, pieszczotliwie przez kibiców zwany Łysym, jeden z najbardziej znienawidzonych działaczy piłkarskich we Włoszech (to on sprawował stanowisko szefa Lega Calcio przed wybuchem afery Calciopoli).
Obecny styl drużyny z Lombardii nie przypomina w niczym wielkiej drużyny Fabio Capello sprzed prawie dwudziestu lat, ostatniej włoskiej drużyny, która zdołała zdominować rozgrywki klubowe w Europie. Niewiele też pozostało z klubu emeryta, jak pogardliwie nazywano finalistę (2004) i zdobywcę (2007) Ligi Mistrzów. Dzisiaj AC Milan to pozostałości złotej drużyny z finału w Atenach. Stare gwiazdy, jak Inzaghi, Pirlo czy Ambrosini pełnią już prawie wyłącznie rolę reprezentatywną. Rossoneri nadal chętnie sięgają po starszych zawodników, jednak pierwszoplanowe role w pierwszej jedenastce grają już zdecydowanie inni piłkarze.
Gdyby kibic piłki nożnej o słabszych nerwach spojrzał na obecny skład Milanu, doznałby pewnie palpitacji serca. Nazwiska van Bommela, Gattuso, Ibrahimovicia, Flaminiego, Oddo, Bonery, Prince Boatenga, Robinho czy Cassano robią wrażenie, jednak często w negatywnym znaczeniu tego słowa. Każdy z nich znany jest bowiem z silnego charakteru oraz nie zawsze czystej gry na boisku. Wielu z nich w przeszłości było przysłowiowymi enfant terrible piłki nożnej, często sprawiając wiele kłopotów trenerom i prezesom. Wszyscy razem tworzą dziś w Mediolanie drużynę dominującą we włoskiej lidze.
Mało który piłkarz ma tak specyficzną metodę cieszenia się ze zdobytej bramki, co Mark van Bommel. Otóż 33-letni Holender okazuje swą radość pokazując kibicom przeciwnej drużyny... słynny gest Kozakiewicza. W Bayernie Monachium był często zawieszany za niesportowe zachowanie - prowokowanie przeciwnika, uderzanie rywala łokciem w twarz a nawet chwytanie za krocze. W swoim ojczystym kraju wsławił się kłótnią na łamach prasy z ówczesnym selekcjonerem Marco van Bastenem, który nie widział van Bommela w kadrze Oranje. W styczniu 2011 charyzmatyczny pomocnik trafił do drużyny, w której bożyszczem kibiców przed laty był van Basten...
Gennaro Gattuso. Te dwa słowa często wywołują uśmiech na twarzy przeciętnego kibica. Uśmiech, na który paradoksalnie zawodnik z Kalabrii nigdy sobie nie zasłużył, wręcz przeciwnie - w środowisku piłkarskim ma opinię niepohamowanego walczaka wypruwającego z siebie żyły dla dobra drużyny. Ostatnio znów zasłynął niekoniecznie piłkarsko, kiedy potraktował "z byka" Joe Jordana (II trenera Tottenhamu) podczas spotkania Ligi Mistrzów, kiedy ten przez cały mecz prowokował Włocha. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że sam Jordan w latach 80. był przez dwa lata napastnikiem Milanu.
Zlatan Ibrahimović. Chorwato-Bośniak wychowany w najgorszej dzielnicy szwedzkiego Malmo. Sprowadzony przez Leo Beenhakkera do Ajaxu, wkrótce obwołany został największym talentem skandynawskiej piłki. Na przeszkodzie "Ibrze" stanęły głównie charakter, arogancja, chęć wywoływania kontrowersji oraz nieprawdopodobna nielojalność:
10 VIII 2006: "Zawsze kibicowałem Interowi"
27 VII 2007: "Przychodząc do Barcelony, stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie"
30 VIII 2010: "Jestem w jednej z najlepszych drużyn świata. Przychodzę tutaj, by wygrywać".
W 2006r. dziewiętnastoletni Kevin Prince Boateng strzela gola dla Herthy Berlin w spotkaniu z Bayernem. Na ziemię sprowadzony zostaje przez gwiazdę niemieckiej piłki, Michaela Ballacka, który jasno pokazał, co myśli o młodym Ghańczyku ("Strzeliłeś jedną bramkę w życiu i myślisz, że jesteś najlepszy na świecie"). Podobno Boateng nigdy nie zapomniał słów Ballacka. Cztery lata później, podczas finału Pucharu Anglii, grając w Portsmouth bardzo spóźniony atakuje pomocnika Chelsea Londyn, powodując u niego zerwanie więzadeł w kostce. Kontuzjowany gracz Chelsea może już tylko pomarzyć o udziale w czerwcowych Mistrzostwach Świata w RPA. Domyśleliście się już, kim była ofiara Boatenga? Tak, to Michael Ballack, kapitan niemieckiego Mannschaftu. Przypadek czy paskudny i nieszczęśliwy zbieg okoliczności?
Prócz tej czwórki w drużynie Rossonerich grają też jeszcze Antonio Cassano (we Włoszech powstało już nowe słowo określające nieodpowiedzialne zachowanie - cassanata) czy otwiarcie przyznający się do faszystowskich upodobań Christian Abbiati. Z drugiej strony, AC Milan to nie tylko boiskowi wandale i mordercy. Linią obrony zarządzają dwaj najbardziej eleganccy obrońcy włoscy rocznika '76, Nicola Legrottaglie i Alessandro Nesta. Pierwszy z nich znany jest jako głęboko wierzący chrześcijanin, drugi, dzięki swemu niepowtarzalnemu stylowi gry, uważany jest za jednego z najlepszych stoperów w historii futbolu.
Kompletnie niepojętym jest jednak fakt, że tą drużyną "złych chłopców" zarządza trener niewątpliwie utalentowany, ale bardzo niedoświadczony - 44-letni Massimiliano Allegri rozgrywa dopiero swój trzeci sezon w Serie A! Czy były trener sardyńskiego Cagliari zdoła utrzymać w ryzach własnych zawodników i zwycięży wraz z nimi ligę, przełamując czteroletnią dominację Interu, czy tak jak m.in. Claudio Ranieri, stanie się dla zawodników i kibiców wrogiem nr 1?
Każda kobieta, słysząc nazwę "Mediolan" od razu myśli "moda". Rozsławione niedawno w Polsce przez popularny reality show w jednej z prywatnych telewizji miasto od wielu lat jest synonimem elegancji i bogactwa. Dla każdego szanującego się mężczyzny, jest również obiektem odwiecznej wojny pomiędzy dwoma klubami reprezentującymi dwie ideologie: lewicującym Milanem i kapitalistycznym Interem. Podział ten został zatarty w 1986, kiedy władzę w klubie objął jeden z najbogatszych Włochów, magnat medialny, Silvio Berlusconi.
Ostatnio z czołówek tabloidów nie schodzą informacje o kolejnych skandalach wywołanych przez premiera Włoch, Silvio Berlusconiego. Zarzuca mu się przyjmowanie nieletnich panien w swej prywatnej willi i organizowanie orgii w stylu afrykańskim znanych jako bunga bunga. Nic nowego - przez wszystkie lata swojej kariery politycznej, a wcześniej biznesowej, Berlusconi wsławiał się prawie wyłącznie skandalami i kontrowersjami - jego przyjaciółmi są Alaksandr Łukaszenka, Władimir Putin czy Muammar Kadafi. Milan kiedyś był oczkiem w głowie boskiego Silvio, jednak od czasów objęcia stanowiska szefa rządu władzę w klubie sprawuje Adriano Galliani, pieszczotliwie przez kibiców zwany Łysym, jeden z najbardziej znienawidzonych działaczy piłkarskich we Włoszech (to on sprawował stanowisko szefa Lega Calcio przed wybuchem afery Calciopoli).
Obecny styl drużyny z Lombardii nie przypomina w niczym wielkiej drużyny Fabio Capello sprzed prawie dwudziestu lat, ostatniej włoskiej drużyny, która zdołała zdominować rozgrywki klubowe w Europie. Niewiele też pozostało z klubu emeryta, jak pogardliwie nazywano finalistę (2004) i zdobywcę (2007) Ligi Mistrzów. Dzisiaj AC Milan to pozostałości złotej drużyny z finału w Atenach. Stare gwiazdy, jak Inzaghi, Pirlo czy Ambrosini pełnią już prawie wyłącznie rolę reprezentatywną. Rossoneri nadal chętnie sięgają po starszych zawodników, jednak pierwszoplanowe role w pierwszej jedenastce grają już zdecydowanie inni piłkarze.
Gdyby kibic piłki nożnej o słabszych nerwach spojrzał na obecny skład Milanu, doznałby pewnie palpitacji serca. Nazwiska van Bommela, Gattuso, Ibrahimovicia, Flaminiego, Oddo, Bonery, Prince Boatenga, Robinho czy Cassano robią wrażenie, jednak często w negatywnym znaczeniu tego słowa. Każdy z nich znany jest bowiem z silnego charakteru oraz nie zawsze czystej gry na boisku. Wielu z nich w przeszłości było przysłowiowymi enfant terrible piłki nożnej, często sprawiając wiele kłopotów trenerom i prezesom. Wszyscy razem tworzą dziś w Mediolanie drużynę dominującą we włoskiej lidze.
Mało który piłkarz ma tak specyficzną metodę cieszenia się ze zdobytej bramki, co Mark van Bommel. Otóż 33-letni Holender okazuje swą radość pokazując kibicom przeciwnej drużyny... słynny gest Kozakiewicza. W Bayernie Monachium był często zawieszany za niesportowe zachowanie - prowokowanie przeciwnika, uderzanie rywala łokciem w twarz a nawet chwytanie za krocze. W swoim ojczystym kraju wsławił się kłótnią na łamach prasy z ówczesnym selekcjonerem Marco van Bastenem, który nie widział van Bommela w kadrze Oranje. W styczniu 2011 charyzmatyczny pomocnik trafił do drużyny, w której bożyszczem kibiców przed laty był van Basten...
Gennaro Gattuso. Te dwa słowa często wywołują uśmiech na twarzy przeciętnego kibica. Uśmiech, na który paradoksalnie zawodnik z Kalabrii nigdy sobie nie zasłużył, wręcz przeciwnie - w środowisku piłkarskim ma opinię niepohamowanego walczaka wypruwającego z siebie żyły dla dobra drużyny. Ostatnio znów zasłynął niekoniecznie piłkarsko, kiedy potraktował "z byka" Joe Jordana (II trenera Tottenhamu) podczas spotkania Ligi Mistrzów, kiedy ten przez cały mecz prowokował Włocha. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że sam Jordan w latach 80. był przez dwa lata napastnikiem Milanu.
Zlatan Ibrahimović. Chorwato-Bośniak wychowany w najgorszej dzielnicy szwedzkiego Malmo. Sprowadzony przez Leo Beenhakkera do Ajaxu, wkrótce obwołany został największym talentem skandynawskiej piłki. Na przeszkodzie "Ibrze" stanęły głównie charakter, arogancja, chęć wywoływania kontrowersji oraz nieprawdopodobna nielojalność:
10 VIII 2006: "Zawsze kibicowałem Interowi"
27 VII 2007: "Przychodząc do Barcelony, stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie"
30 VIII 2010: "Jestem w jednej z najlepszych drużyn świata. Przychodzę tutaj, by wygrywać".
W 2006r. dziewiętnastoletni Kevin Prince Boateng strzela gola dla Herthy Berlin w spotkaniu z Bayernem. Na ziemię sprowadzony zostaje przez gwiazdę niemieckiej piłki, Michaela Ballacka, który jasno pokazał, co myśli o młodym Ghańczyku ("Strzeliłeś jedną bramkę w życiu i myślisz, że jesteś najlepszy na świecie"). Podobno Boateng nigdy nie zapomniał słów Ballacka. Cztery lata później, podczas finału Pucharu Anglii, grając w Portsmouth bardzo spóźniony atakuje pomocnika Chelsea Londyn, powodując u niego zerwanie więzadeł w kostce. Kontuzjowany gracz Chelsea może już tylko pomarzyć o udziale w czerwcowych Mistrzostwach Świata w RPA. Domyśleliście się już, kim była ofiara Boatenga? Tak, to Michael Ballack, kapitan niemieckiego Mannschaftu. Przypadek czy paskudny i nieszczęśliwy zbieg okoliczności?
Prócz tej czwórki w drużynie Rossonerich grają też jeszcze Antonio Cassano (we Włoszech powstało już nowe słowo określające nieodpowiedzialne zachowanie - cassanata) czy otwiarcie przyznający się do faszystowskich upodobań Christian Abbiati. Z drugiej strony, AC Milan to nie tylko boiskowi wandale i mordercy. Linią obrony zarządzają dwaj najbardziej eleganccy obrońcy włoscy rocznika '76, Nicola Legrottaglie i Alessandro Nesta. Pierwszy z nich znany jest jako głęboko wierzący chrześcijanin, drugi, dzięki swemu niepowtarzalnemu stylowi gry, uważany jest za jednego z najlepszych stoperów w historii futbolu.
Kompletnie niepojętym jest jednak fakt, że tą drużyną "złych chłopców" zarządza trener niewątpliwie utalentowany, ale bardzo niedoświadczony - 44-letni Massimiliano Allegri rozgrywa dopiero swój trzeci sezon w Serie A! Czy były trener sardyńskiego Cagliari zdoła utrzymać w ryzach własnych zawodników i zwycięży wraz z nimi ligę, przełamując czteroletnią dominację Interu, czy tak jak m.in. Claudio Ranieri, stanie się dla zawodników i kibiców wrogiem nr 1?
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)